poniedziałek, 21 listopada 2011

Big city life.


Mam za sobą niezliczoną ilość kilometrów. Przejechanych, przebiegniętych i tych wystanych w miejscu. Ruch, ciągłe drganie, neony świateł, kałuże odbijające gwiazdy niczym rozlane zwierciadła. Stukot, narastający gwar, pulsujące tętno prędkości życia w dużym mieście. Wyczekane godziny, obrazy przewijane za oknami, szron na policzkach, bliskość w samotności aglomeracji. Lubię ten stan gdy unoszę się na ramionach falującego tłumu i oglądam spadające gwiazdy na tle starych kominów. Niepokojący oddech ulicy wzrusza mnie od dzieciństwa. Ludzie popychający, przepraszający, pytający, błagający, zagadujący, nieobecni, gadatliwi, dziwni i zwyczajni, wszyscy na wyciągnięcie ręki, na milimetr. I nic nie musi się dziać, ta bliskość miejska mnie uspokaja. Uświadamiam sobie jaką drobinką jestem, prawie znikam i pogrążam się w błogostanie. Jestem cząstką wszystkiego, jestem w każdym słowie, geście, dźwięku, tętno jest równe i miarowe, współgram z rzeczywistością, bije w nas jedno życie. Jestem i podróżuję, płynę przez ulice miasta....................

by Kuba

by Kuba