Dziś odwiedził moją głowę sen z serii tych koszmarnych.
Często do mnie wraca w trochę zmienionej formie a lęk, który wywołuje jest zawsze
taki sam.
Zaczęło się tak, że jakaś kobieta powiedziała, że chce umyć
włosy. Równo o godzinie drugiej w nocy wyrzuciła to z siebie. „Chce umyć
włosy”- powiedziała niby to do dyżurującej pielęgniarki, niby to do wszystkich
świętych, którzy mieliby sprawić, aby ziściło się jej to pokrętne, nocne
życzenie. Miała brzydką twarz. Przepaloną na wskroś. Z końcówek rzęs prószył
się cuchnący tytoń. Pożółkłe zęby składały wyrazy, ledwo słyszalne, prawie
niezrozumiałe. Stare szmatki okalały spróchniałe, zatęchłe ciało. Szmatka do
szmatki. Centymetr po centymetrze. Chodziła zgięta w pół, jak gdyby przyciąganie
ziemskie dotyczyło ją bardziej niż przeciętnego śmiertelnika. Dłonie jej
pociemniałe, kości powleczone skórą, zawsze czegoś nerwowo szukały, łaknąc
kontaktu z przedmiotami nieożywionymi jak ona sama. Była martwa. Serce biło
nierównomiernie, wątroba toczyła żółć, żyły pulsowały tętnem znikomym. Należała
już do świata cieni. Przechadzała się jak zjawa z koszmarnego snu po
korytarzach, wczepiając pazury we wszystkie możliwe okratowania. I cały czas
błagała o papierosy. Jakby to od nich zależało czy przejdzie kolejne dwa metry,
czy zdoła jeszcze raz pełniej odetchnąć, czy zdoła zasnąć snem wariatki.
Papierośnica – tak na nią wołały współtowarzyszki niedoli i chowały po
kieszeniach tytoniowe skręty, bojąc się, że sam zapach zwabi ich wielbicielkę.
Normalny człowiek nie myje włosów o godzinie drugiej w nocy. Normalny człowiek
śpi sobie w swoim bezpiecznym łóżeczku, marząc o szczęściu i takich tam. Ale
czy istnieje jakaś konkretna pora, odgórnie wyznaczona, kiedy należy myć włosy?
Być może jest to akurat druga w nocy? We włosach papierośnicy zagnieździł się
kurz, każdy włos okalała cienka nić pajęczyny, ze ściągniętego z tyłu kucyka
skapywał śluz i znaczył drobne ślady na bladej posadzce. Nic dziwnego, że
chciała pozbyć się tego przybytku. Każdy ma jakieś pragnienia i każdy pragnie
czegoś innego. Ona zorientowała się, czego naprawdę chce dopiero o drugiej w
nocy. Powinna dostać swoją szansę, mieć możliwość powstania z martwych,
odrodzenia.
Pielęgniarka nie zrozumiała, o co chodzi, odmówiła, kazała iść
spać, zamknęła drzwi przed nosem, zamknęła świat, wbiła nóż w serce i wydłubała
oczy, zgasiła światło. Mrok rozdarło wycie. Nie krzyk. Nie wrzask. Wycie
istoty, której odebrano ostatnią nadzieję, lament kobiety, która dopiero teraz
stała przed szansą doświadczenia swojej egzystencji, ale szansa ta została jej
brutalnie odebrana. Została sama, obnażona, bezbronna niczym dziecko.
Pozbawiona godności, pozbawiona złudzeń. Wszystko, co jeszcze w niej się
zachowało zawarła w bolesnym wyciu, które słyszały wszystkie piętra, te
szpitalne i te niebieskie. Ściany drżały i płakały razem z nią, osuwając się na
jej drobną postać by okryć posiniaczoną duszę, by zatrzeć ślady upiornego
gwałtu na ludzkiej słabości. Zakryłam uszy. Nie chciałam słyszeć. Słyszałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz