wtorek, 31 stycznia 2012

Loneliness

I znowu ją poczułam w sobie. Przyszła tak po prostu, jak zjawia się niezapowiedziany gość. Samotność. Pomiędzy byciem samotną a rzeczywistym odczuciem tej samotności każdą komórką ciała, każdym zakończeniem nerwowym jest przestrzeń niebytu i funkcjonowania na poziomie pewnej stabilności. Dopóki kobieta nie uświadamia sobie tego, jak jej życie jest niekompletne, chodzi, śpi, czyta a wszystko to na niby. Odbiera ten tętniący świat na najwyższym poziomie ostrości i tylko musi czasami przymknąć powieki, aby zbyt onieśmielający swym pięknem blask rzeczywistości nie okradł ją z wewnętrznej równowagi. Ona sama cała pulsuje miłością, jej ciało nabrzmiewa od skrajnych emocji i ma wrażenie, że niedługo eksploduje z jakąś wielką siłą a powietrze wypełni wtedy słodko-gorzki zapach niespełnionej młodości. To jest ten moment, kiedy zaczyna zdawać sobie sprawę z tego jak bardzo chce być kochana i kochać, kochać, kochać do szaleństwa mężczyznę, który będzie dla niej świątynią. Pragnienie rośnie w siłę, rozsadza myśli, uciska serce, brakuje oddechu, brakuje snu, bo nie ma nikogo. Kobieta wychodzi nocą do lasu i spragnionymi dłońmi obmacuje każde drzewo, wtapia się w nocną mgłę, smakuje wszystkie krople rosy by znaleźć w nich, choć ślad, choćby mały przejaw egzystencji człowieka, który mógłby ją uratować. I znowu znajduje tylko suchą otchłań ziejącą pustką o zapachu stęchlizny. Ostatkiem sił wdrapuje się na skraj łóżka, które przyjmuje ją zawsze z otwartymi ramionami. Taka namiastka wiernego kochanka. Całe ciało kobiety jest obolałe, bo wie, że samotność zajmuje już najmniejsze zakamarki jej duszy. Jest wszechobecna i nie da się z nią walczyć. Rośnie w siłę i obezwładnia. Kobieta krzyczy, błaga żeby odeszła, lecz żaden dźwięk nie wydostaje się poza mury obronne jej tajnej kryjówki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz