Bo,
gdy podtrzymuję opadającą bezwładnie głowę tego cudownego chłopca, drżę cała z
niepokoju. Staram się tego nie okazywać, zagryzam wargi i chowam ten strach
głęboko w sobie. Obawy nie mają prawa zawładnąć zwinnością moich rąk, które w
nieporadny sposób starają się ułożyć wiotkie ciałko w odpowiedniej pozycji.
Jego wielkie, niebieskie oczy wystarczają za cały świat. Tak bardzo pragnę by
było mu wygodnie, by odpoczął i w każdym najmniejszym drgnięciu jego porażonych
mięśni doszukuję się sygnału, próbuję odczytać informację, jaką chcą mi
przekazać. Gdy tak siedzimy przytuleni, odnajduję w sobie świadomość, że jest
moim aniołem, który uczy mnie życia. Jesteśmy sobie tak bardzo potrzebni. Swoim
śmiechem potrafi podnieść mnie z martwych na wiele dni. Zamieszkał w moim
krwiobiegu na zawsze. Zamykam
drzwi, kończy się mój kolejny dzień w fundacji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz